unTitled

Wstałem. Mrok wypełniał pokój. Chciałem się skupić nie mogłem, nie potrafiłem myśleć, byłem ale nie wiedziałem nic. Byłem cały spocony. Zimny pot spływał po mojej skórze. Nie wiedziałem co chce zrobić, Dreszcz przeszył moje ciało Księżyc oświetla pomieszczenie. Czułem zmęczenie, pustkę, brakowało mi czegoś…
Pode szlem do barku, otworzyłem butelkę whisky, wypiłem pól nie czując smaku, totalna pustka, gorycz wzbierała się powoli, nie wiedziałem dlaczego tu jestem.
Sam…
Pode szlem do konsoli. Atak tam był mój świat. Tu gdzie byłem nie istniało, m żyłem. Oderwany od rzeczywistości. tam istniałem, żyłem. Jestem tylko tam to wiedziałem. Wolny od ciała, od zmęczenia. Tam była moja wolność. Usiadłem, złącze, gotowy, teraz błysk i szybki lot przez kanał.
Już, jestem.
Teraz…
Fala światła zalała mój umyśl. Tam… to już tu…
Wyłoniłem się na fali infoprzekazu z technokorporacji, jej nazwa nie grała roli, liczyła się moc która posiadłem. Inny świat, mój świat, przestrzeń otwarta na mnie i dla mnie…
Pędziłem przed siebie na złamanie karku na wprost, by w pewnych chwilach zmieniać kierunek.
Błysk i znowu nowa fala, tak spokój.
Skok, kolejny przekaz, nowa fala, adrenalina gotowała się na neurozlaczu, to dziś, już nic mnie nie trzyma.
Tu jestem….
Kim jestem pytano mnie kiedyś… Nikim myślałem, ale nie tu, tu nie grało roli moje ja.
Tu nie ma ograniczeń, tu jedyna granica jest moje ciało, już czas, zamknięty w sobie zanurzam się w twórczej myśli zbieram się w sobie, kolejny wstrząs, Już czas, moja wola osiągnęła apogeum istnienia….
Tu nie musze czuć, tu istnieje na wielu płaszczyznach bytu.
Już…
Gdzieś tam gdzie żyłem zostało martwe ciało, kiedyś je znajda, i cos z nim zrobią, ale teraz zacząłem nowe życie.
Tu liczy się chwila
obecna…. umarł niech żyje